Komentarze: 2
W związku z pewną sytuacją rozmowa zeszła na nieco inne tory."Ona mówi tak, jakbyś miała wychodzić już za mąż za TEGO chłopaka"-powiedziała. Pomyślałam:"Nawet nie wiesz jak bardzo chcę wyjść za TEGO...". Ale nie odezwałam się. Potem dodala jeszcze:"Przeciez ile Ty go znasz". Zabolało.I to określenie "tego chłopaka"...Pejoratywne jednak znaczenie...Od dawna marzę i ślubie i dziecku. Już czas...Otoczenie jednak, jak wyniknęło z tej rozmowy, z kimś dla mnie ważnym, nie bierze jeszcze pod uwagę takiej mojej perspektywy. a tak bardzo chciałabym krzyczeć:"Kocham Go. Chcę z Nim być do końca życia. Chcę dać Mu szczęście. Chcę zawsze byc Jego szczęściem.I to nie jest tak, ze Go nie akceptują. Przepadają wręcz. Lecz chyba jeszcze w ich oczach jestem dzieckiem. Lata na to nie wskazują. Zazdroszczę koleżankom, które na spacery chodzą z pociechami, a wieczory spędzają w opiekuńczych ramionach. Zazdroszę tym już do końca samodzielnym, którzy w pełni mogą być odpowiedzialni za swoje życie, uporządkowane, zaplanowane, piękne, czy lekkomyślne, roztrzepane, nie do końca przemyślane lecz swoje. Bez niczyich rozkazów, zakazów, opinii racjonalnych, subiektywnych, często takich, które wynikają ze zbytniej opiekuńczości, zsyłających na ziemię z pieknego świata kreowanego przeze mnie wlasną wyobraźnią,a realizowanego własnymi rękami.Tęsknię za swoim kątem, w którym i krzesło, i łóżko, i kwiatki na parapecie, i obrazy na ścianie, i ręczniki na półce byłyby moje. W którym byłoby ciepło rodzinne. Wiele rozmów. Miłości wiele. W którym pod nogami w kuchni plątałyby się dzieci, chwytając mnie za nogawki od spodni, gdy szykowałabym im podwieczorek. Chciałabym bliskość, taką na zawsze i w każdej chwili. Chciałabym być kobietą, która kobiecość swą realizować by mogła każdego dnia opiekując się najbliższymi. Matczyną dłonią ochraniać, dłonią żony dawać ciepło.A może zwyczajnie się już starzeję...