Boże mój, ale cieszę się z tej akceptacji. Trwam z tą świadomością, że jestem "kimś", kimś kto już coś osiągnął, kto jest lubiany, postrzegany jako źródło entuzjazmu, usmiechu, dobroci, szczęścia. Cieszę się, że liczą się z moim zdaniem. Gdy mówię- słuchają i potakują głowami, nie próbujac znależć w każdym słowie okruszyny niezgodności ze swoim zdaniem. Lubią moje pomysły, akceptują zachowanie, uznają mnie za osobe godną uwagi. Środowisko podtrzymuje we mnie nadzieję i wiarę we własne możliwości, w korzystny obrót losu. Stwarzam ku temu dogodne warunki, ciąglę nad tym pracuję. I nie kreuję siebie samej...w żadnym wypadku tego nie robię, to raczej....słowem, staram się ich lubić, isć im na rękę i akceptować takimi jakimi są, z różnymi ich wadami, nie dopuszczalnymi w oczach innych i zaletami, które niektórzy uważają za zagrożenie i osłabienie zalet ich samych. Dawać z siebie tyle, ile się może i nie czekać na "dziękuję". Ono przyjdzie i tak, przyjdzie samo i nie wymuszone, choć może nie w taki widzialnej i oczywistej formie, lecz nieco zaewoluowane. Nie każdemu bowiem z łatwością wskakuje na usta. Nie wszyscy umieją przyznać się, że skorzystali z podpowiedzi, czy rady. Nie oczekuję tego. Bo przecież najważniejsza jest dla mnie zwyczajna satysfakcja...hmm....ale czy to nie egoizm?
Jestem akceptowana na tyle, na ile daję się akceptować. Jestem odgadniona na tyle, na ile daję się odgadnąć. Jestem lubiana na tyle, na ile daję się lubić, a co najważniejsze jestem kochana, na tyle, na ile..........o wiele bardziej na ile daję się kochać............
Aż mi wstyd tego szczęścia. Wstydzę się, że wszystko układa się po mojej myśli. Ale jest we mnie pewna siła. Skryta i tylko moja. Umiem z porażki wyciągac to co budujące, anie to co niszczące.To piękne starcić, a potem odzyskać. Odzyskuje się wszak to samo, ale jakieś zgoła odmienne, w innej otoczce. A dlatego, że ja patrzę z innej perspektywy. z perspektywy, że szklanka jest do połowy pełna, a nie do połowy pusta. Boże mój, wiele przeszlam w życiu. Wiele tragedii, które były niby bardzo dawno, jednak teraz umiem dostrzegać to co zwyczajnie posiadam, bez spoglądania na to, czego nie mam.
Czsami boję się odpowiedzialności wynikającej z owej akcepacji. Mam wrażenie, że liczę się za bardzo, że ludzie zbyt we mnie wierzą. A gdy zrobię błąd, ktoś ucierpi...