Komentarze: 2
Wpadłam w histerie...................................
przez nią
Wpadłam w histerie...................................
przez nią
Jezu jak ja jej nienawidzę. Mam dreszcze na jej widok...ludzkie uczucie, prawda?Wkurza mnie to, że zawsze musi być najlepsza. Zawsze najpiękniejsza...zawsze najmądrzejsza...zawsze naj....Tylko ona, zawsze ona, wszystko dla niej. Nie cierpię tego. Jestem lepsza!Rozumiesz! Ja! I tylko ja! Nie dam się...Nie będziesz już dłużej mnie niszczyć. Nie pozwolę Ci...
Dziś zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo nie znam własnego ciała. Chciałoby się powiedzieć, że właściwie nie znam go wcale. Fakt, jest tylko wizytówką, lecz zasady dobrego wychowania mówią jak bardzo wizytówka jest potrzebna przy wszelkich spotkaniach czy to służbowych, czy po prostu towarzyskich. Znacznie ułatwia kontakt. Tak samo moje ciało. Wszakże " jak Cię widzą, tak Cię piszą"....
Stanęłam przed lustrem. Rozebrałam się. Centymetr po centymetrze...,milimetr po milimetrze głaskałam swoje ciało ciepłą dłonią...wyczuwałam każdą chropowatość, każdą gładkość...każdy chłód, każdą ciepłotę...Uważnie się Mu przyglądałam w odbiciu lustrzanym. Próbowałam pokochać. Pokochać centymetr po centymetrze...milimetr po milimetrze...Wszak jest moje..tylko moje i jedyne.... a dusz mam wiele..................
Jedno wydarzenie w moim zyciu sprawiło, że zaczełam wierzyć iż nie jestem tu sama. Że jest jeszcze ktoś, kto nade mną czuwa i jest przy mnie, tak cichutko, bezpostaciowo, bezinteresownie. Oprócz Jego oczywiście. On też jest taki. To było około roku 89. Byłam mała. Lecz tak bardzo dorosła...
Leżałam w łóżku, i tak bardzo już chciało mi się spać. Słyszałam jeszcze tylko bardzo wyraźne kroki babci po korytarzu, potem ją krzątającą się w kuchni. Byłam sama w pokoju. Leżałam głową skierowaną do okna. Na prawym boku. Tak właśnie- na prawym boku po szyje przykryta kołdrą... Nie pamiętam o czym myślałam...Chyba o tym, żeby już ktoś przyszedł i choć położył się obok, bo strasznie balam się samotności. Samotności i tej okropnej ciemności. W której nie widać czubka własnego nosa. W której trudno jest dostrzec własne myśli. Drzwi od pokoju były uchylone i przez szparę docierał strumień cieplego, prawie, że pomarańczowego światla z kinkietów nad lustrem w przedpokoju...
I wtedy poczułam to "coś" Właściwie to nie było "coś"/ To wyraźnie była czyjać ciepła, miekka, przyjazna dłoń na mojej głowie. Jakby ktoś położył ją na ułamki sekund i chcial powiedzieć : "Nic się nie bój, ja jestem przy Tobie. Czuwam." Zapamiętałam tą dłoń jako bardzo opiekuńczą. Wiedziałam, że nie stanie mi się krzywda. Zwyczajnie to wiedziałam...
Od tej pory wierzę w Anioły......
Przegrałam tą bitwę...Ale nie znaczy, że przegram wojnę. Nie dam zniszczyć sobie życia.....................