sty 04 2003

Otchłań


Komentarze: 1

Wyruszając w daleką podróż po niezmierzonych morzach gorących uczuć, trwając wciąż  w zimnej niepewności współistnienia, niepewności istnienia NAS. Miłością płaczę, miłością się otulam, miłością się ciesze, Skarbeńku mój kochany. Okręt tonie na mieliznach. Wypadam za burtę nieprzekonana o tym, czy jeszcze kiedyś uda mi się wdrapać spowrotem. Skarbeńku mój kochany, jedynym ratunkiem pocałunek  w samo serce i ciepło Twych dłoni. Widzę horyzont. Odległe światła latarni, biją ostrym blaskiem, jakby chciały krzyczeć zapewniając o niechybnym ratunku. Tak Skareńku, moja ufność świeci tak samo mocno, i chyba nie powleczona destruktywną naiwnością, choć pewności nie będę mieć nigdy...Czemu Cię nie widzę Kochanie. Dlaczego nie podajesz ręki. coraz więcej wody połykam, coraz bardziej się pogrążam. Zauważ, przyjdź...Skarbeńku mój kochany... 

kobieca_reka : :
04 stycznia 2003, 22:07
lepiej poczekać na brzegu aż łódź sama przypłynię a nie rzucać się w głębię gdy się nie umie pływać... w takich sytuacjach wokoła jest pełno drapieżnych bestii które tylko czekają na okazję aby zrobić krzywdę... lepiej być cierpliwym, okręt w końcu musi przybić do brzegu...

Dodaj komentarz